sobota, 13 czerwca 2009

Wypełnij ankietę - my Ci zapłacimy!

Po dość długiej przerwie (sesja!) nadszedł czas na kolejny post. Tym razem zajmę się tematem wypełniania płatnych ankiet. Najpierw jednak muszę zaznaczyć jedną rzecz. Na wypełnianiu ankiet przez internet MOŻNA zarobić, czego jestem doskonałym przykładem. Parę tygodni temu na moim koncie PayPal przybyło 8$ (wiem, że to nie majątek, ale jednak już coś:P). Dlaczego więc piszę o tym na blogu, którego tytuł to "O tym, jak NIE zarobiłem w Internecie"? Tego dowiecie się za chwilę, a na początek parę słów o tym, jak to działa.

Duże przedsiębiorstwa przeprowadzają czasami badania rynku. Z tego chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę. Za to nie każdy wie, jak drogie jest przeprowadzenie takich badań. Trzeba zatrudnić ludzi, zapłacić za drukowanie tradycyjnych ankiet, znaleźć miejsce, gdzie takie badanie przeprowadzimy, zatrudnić ludzi, którzy tego dopilnują, potem ludzi, którzy przeanalizują wyniki. Słowem kupa roboty. Oczywiście można wynająć firmę, która przeprowadzi takie badanie za nas, ale wyjdzie to jeszcze drożej, bo przecież oni też muszą zarobić.

Rozwój i upowszechnienie internetu znacznie ułatwiły badanie rynku. Nie trzeba wynajmować rzeszy ludzi, płacić za lokal, za druk. W sieci działają firmy, które przeprowadzają takie badania za zainteresowane przedsiębiorstwo. Mają one swoją bazę użytkowników, którzy są zainteresowani wzięciem udziału w ankietach w zamian za niewielkie wynagrodzenie. Całość wychodzi dużo taniej, niż metodami tradycyjnymi.

A jak to wygląda od strony użytkownika? Bardzo prosto. Znajdujemy w sieci firmę, która oferuje wynagrodzenie za wypełnianie ankiet i rejestrujemy się na stronie. Po rejestracji musimy wypełnić parę małych ankiet dotyczących naszej osoby (tworzony jest tak zwany profil, dzięki któremu firma wie, jakie ankiety do nas wysyłać. Pytania czasami są BARDZO osobiste). Gdy wypełnimy już swój profil pozostaje już tylko czekać, aż na mail przyjdzie zaproszenie do wypełnienia płatnej ankiety.

Wypełnienie ankiety zazwyczaj zajmuje dość dużo czasu, bo od 20 do nawet 40 minut. Wynagrodzenie jest jednak dość wysokie - od kilku do nawet kilkunastu złotych (a w zagranicznych firmach dolarów).

Wygląda pięknie prawda? Dlaczego więc piszę o tym na swoim blogu? Zwłaszcza, że na początku napisałem, że tak naprawdę można zarobić i mi się to udało? Szczerze mówiąc dość długo zastanawiałem się, czy w ogóle o tym pisać. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro w praktyce nie jest tak kolorowo, jak mogło by się wydawać na samym początku to wspomnę o tym.

Największy problem polega na tym, że ankiet przychodzi po prostu mało. Średnio jedna na tydzień, choć zależy to od programu (z niektórych, w których się zarejestrowałem nie dostałem do tej pory nawet jednej ankiety!). Czym to jest spowodowane? Przede wszystkim tym, że ankiety kierowane są do konkretnej grupy osób. Wiadomo, że producent części samochodowych najbardziej będzie zainteresowany zdaniem kierowców, więc do osób, które nie mają prawa jazdy ankieta nie zostanie wysłana.

Kolejnym problemem jest to, że bardzo często odpadamy w początkowej części ankiety. Co to znaczy? W profilu, który wypełnialiśmy nie zawsze zawarte są wszystkie potrzebne informacje. Posłużmy się znowu przykładem producenta części samochodowych. Ankieta zostanie wysłana do wszystkich osób, które mają prawo jazdy (ta informacja była zawarta w profilu). Okazać się może jednak, że jest to producent części tylko do samochodów japońskich, więc nie będą go interesowały informacje od właścicieli Opli (tego już w profilu może nie być). W początkowej części ankiety pytania mają na celu wyeliminowanie z ankiety tych, którzy spełniają wstępne wymagania (mają prawo jazdy), a nie spełniają tych bardziej szczegółowych (posiadanie japońskiego samochodu). Czyli nawet jeśli zostaniemy do ankiety zaproszeni, to możemy odpaść po kilku początkowych pytaniach. Na szczęście niektóre programy oferują drobne wynagrodzenie nawet za ankiety, z których odpadliśmy.

Następną rzeczą, która utrudnia nam zarobienie jest to, że liczba uczestników, którzy wezmą udział w ankiecie jest ograniczona. Jeśli przedsiębiorstwo, które chce zbadać rynek potrzebuje informacji od tysiąca osób, to tylko tyle załapie się na ankietę. Oznacza to, że nie do wszystkich spełniających wymagania zostanie wysłane zaproszenie, oraz to, że jeśli nie odbierzemy zaproszenia wystarczająco szybko, to ktoś zajmie nasze miejsce.

Ostatnim już chyba problemem jest bariera językowa. O ile w polskich programach nie ma z tym problemu, to w zagranicznych nie zawsze wygląda to tak dobrze. Niektóre z nich (te duże, działające już bardzo długo) oferują niektóre ankiety przetłumaczone na język polski. Większość jednak wysyła ankiety najczęściej po angielsku. Dla osób, które nie władają tym językiem przynajmniej w stopniu średniozaawansowanym jest to bariera nie do przeskoczenia. Zwłaszcza, jeśli ankieta dotyczy trudnych tematów (badanie o lekach na padaczkę i nerwobólach może się śnić po nocach. Naprawdę:P) A szkoda, bo najczęściej badania z zagranicznych firm są dużo lepiej płatne.

Na sam koniec jeszcze jedna ważna informacja. O ile prezentowane przeze mnie do tej pory sposoby zarabiania są raczej wątpliwie legalne, tak tutaj najczęściej nie ma z tym problemu. Większość firm albo wysyła nam pod koniec roku normalny PIT, albo podpisuje z nami umowę zlecenie (spokojnie, dopiero przy wypłacie na konto, nie przy rejestracji), więc nie ma problemu z rozliczaniem się z Urzędem Skarbowym.

I tym optymistycznym akcentem (czy ja zawsze muszę kończyć post w ten sposób?) kończę temat płatnych ankiet. I jeszcze raz podkreślam - na tym MOŻNA zarobić. Z tym, że nie jest to wcale proste:)

piątek, 29 maja 2009

HYIP, czyli wielkie pieniądze za wielkie ryzyko

Dawno się nie odzywałem, więc czas najwyższy nadrobić zaległości. Dziś na tapetę wezmę programy typu HYIP. Co to takiego? Cytat z Wikipedii:

High Yield Investment Program – rodzaj inwestycji, oferowanych głównie w internecie, reklamowanych jako bezpieczne dla uczestników operacje finansowe przynoszące nieprzeciętne zyski. Programy HYIP akceptują bardzo małe inwestycje, obiecując wysokie zyski w bardzo krótkim czasie. Programy typu HYIP zazwyczaj są zawieszane po krótkim czasie, lub ewoluują w tzw. scam.
A teraz więcej szczegółów. Ktoś zakłada sobie stronę (często bardzo ładną, profesjonalnie wyglądającą i robioną na zamówienie za grube pieniądze) w internecie i pisze na niej, że dzięki niemu zarobimy kokosy w bardzo krótkim czasie. Problem polega na tym, że w tym wypadku musimy wpłacić swoje pieniądze (najczęściej na konto w internetowym banku E-Gold, aczkolwiek to nie reguła). Wpłacamy pieniądze i zarabiamy od kilku procent miesięcznie do kilkuset dziennie (SIC!).

Jak to działa zapytacie? Kilkaset osób wpłaca jakieś drobne (czasami nawet większe. Zależy od programu) sumy na konto właściciela strony (jak każdy wie zrzucając się w kilka osób łatwiej zebrać jakiś kapitał) i to on te pieniądze pomnaża i wypłaca nam pieniądze. Jak pomnaża? Ano inwestuje w wysokodochodowe, ale i bardzo ryzykowne metody zarabiania takie jak gra na giełdzie (zarówno zwykłej jak i FOREX), obstawia u bukmacherów jakieś tajemnicze systemy, które wg niego są pewne, gra w totolotka i co tam sobie jeszcze można wymyślić. Oczywiście w momencie wpłaty pieniędzy jesteśmy zapewnieni, że część zebranych wpłat jest ulokowana w metodach bezpiecznych, które zapewniają mniejszy zysk, ale za to zabezpieczają przed ewentualną stratą.

Pięknie prawda? Nic, tylko biec i wpłacać kasę takiemu delikwentowi. Więc dlaczego piszę o tym na blogu? Tak, zgadliście. Tak też się nie da zarobić (chyba, że ktoś lubi ryzyko. Takie duże. Powiedzmy porównywalne do gry w rosyjską ruletkę. Półautomatycznym pistoletem). Już mówię jak to działa. Prawda jest taka, że faktycznie ludzie wpłacają pieniądze na konto właściciela strony. I właściciel początkowo naprawdę wypłaca te gigantyczne procenty! Czemu? Żeby zostać uznanym za wiarygodnego. Wiadomo, że jak komuś wierzymy, to jest większa szansa, że wpłacimy mu pieniądze na konto.

Zaraz zaraz. Pewnie się zastanawiacie, skąd on ma te pieniądze? Skoro wypłaca, to znaczy, że naprawdę inwestuje, więc wcale niekoniecznie musi być oszustem. Otóż nieprawda. Skąd ma pieniądze? Wypłaca te, które wpłacili mu ludzie. Wiadomo, że nie musi wypłacić wszystkiego na raz, więc ci, którzy wpłacili kasę pierwsi dostają swoje wypłaty z pieniędzy tych, którzy przelali pieniądze później. Słowem HYIPy to tzw. piramidy (wyobraźcie sobie piramidkę, będziecie wiedzieli skąd ta nazwa). Okres "życia" HYIPa najczęściej wynosi od kilku dni, do kilku tygodni, chociaż zdarzały się takie, które płaciły przez ponad rok (te jednak oferowały procent niewiele większy, niż na rachunku w banku, więc gdzie tu sens?)

Właściciel HYIPa w pewnym momencie uznaje, że wypłacać już mu się nie opłaca i najnormalniej w świecie zwija interes. Przestaje odpowiadać na maile, telefony, konto w banku znika, strona po pewnym czasie też. Zarobili ci, którzy mieli fart. Ale najwięcej (a najczęściej tylko) zarobił oszust, który obiecywał wam złote góry.

Jak widzicie HYIPy też nie są sposobem na zarabianie w internecie. Co gorsze są zwykłym oszustwem i nawet jeśli uda się zarobić na nich jakieś pieniądze, to trzeba brać poprawkę na to, że zostały one komuś ukradzione.

I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy post.


PS.
Jako ciekawostkę powiem, że spotkałem kiedyś w necie stronę programu, na której autor otwarcie przyznał się, że w momencie, w którym suma wypłat przekroczy 90% wszystkich wpłat, to zwinie interes. Interesujące jest to, że ludzie mimo wszystko pieniądze wpłacali. Jak widać jeleni nie brakuje:)

niedziela, 17 maja 2009

Magiczne 5 złotych.

Jakiś czas temu znalazłem w internecie stronkę na której ktoś pisał, jak zarobić kupę kasy przy minimalnym wkładzie. Wyglądało to tak, że podane jest pięć numerów kont. Cała metoda ma polegać na tym, że na konto numer 1 wysyłasz przelewem tytułowe magiczne 5 złotych, kasujesz konto z listy, a na ostatniej pozycji wpisujesz swoje konto i rozsyłasz taką wiadomość dalej.

I niby jak mamy zarobić pytacie? A no tak, że ten kto przeczyta to, co my wyślemy skasuje pierwszy numer, wpisze swój na końcu, a nasz w tym momencie będzie już na 4 miejscu. Czyli kiedyś tam dochodzimy do miejsca pierwszego i ci, którzy przeczytają taką stronę / maila wpłacają po 5 zł na nasze konto. Biorąc pod uwagę, że liczba czytających powinna być w teorii jakimś rosnącym ciągiem matematycznym , to na nasze konto powinna trafić ogromna liczba przelewów. I mamy fortunę za 5 złotych.

Twórcy takich stron obiecują różne sumy - najczęściej od 15 do 50 tysięcy złotych. Niestety prawdopodobnie nie zwróci się nam nawet nasz wkład.

Dlaczego? Zastanówcie się ile osób dało by się naciągnąć na przelew nawet tych pięciu złotych na konto obcej osoby. Jest to najzwyklejszy w świecie "łańcuszek szczęścia" (Gosia kupiła i wygrała w totka, Stefan nie kupił i przejechał go tramwaj.). Fakt, naiwniacy pewnie by się znaleźli i właśnie na nich czatują ci, którzy to rozpowszechniają. Mi się jednak wydaje, że nawet oni (a przynajmniej większość z nich) nie zarobi nawet grosza.

Kiedyś tak z ciekawości wpisałem w Google "wpłać 5 złotych". Stron oczywiście wyskoczyło multum. A wiecie co było najciekawsze? Tekst na każdej z nich był niemal CAŁKOWICIE identyczny (po co się wysilać?). Różnił się tylko numerem pierwszego konta (po co stać w kolejce?).

A co zrobi osoba, która da się na to nabrać? Są dwie możliwe wersje. Pierwsza z nich zakłada, że osoba taka potrafi założyć najprostszą stronę w internecie. Nasza ofiara przekonana, że już niedługo będzie milionerem wpłaca zgodnie z instrukcją 5 zł na konto naciągacza. Potem oczywiście kasuje pierwszy numer z listy. Teraz ma wybór - jeśli jest pazerna umieszcza swój numer konta na pierwszym miejscu, a jeżeli nie, to na ostatnim. Wrzuca takie coś na stronkę na darmowym serwerze i czeka na swój majątek. Prawdopodobnie do śmierci. Witryna czeka nieodwiedzana przez nikogo na zapomnienie.

Druga wersja jest dużo gorsza dla osób postronnych. Dotyczy ofiar, które nie umieją (lub im się nie chce) założyć strony. A jak nie można mieć strony, to skąd wziąć następne ofiary? Oczywiście z maili. Zastanówcie się ile średnio każdy z was ma kontaktów w programie pocztowym. 50? 100? 200? Myślę, że tą ostatnią liczbę, to mało kto. Dla naciągacza to trochę mało, więc maile musi zdobyć. Jak? Oczywiście z internetu. Zebranie tysiąca adresów mailowych raczej nie stanowi żadnego problemu.

Jak już delikwent stwierdzi, że ma wystarczającą bazę adresową zaczyna wysyłkę. Jego znajomi oczywiście tylko się pośmieją jak dostaną takiego maila, ale większość odbiorców nie wyraziła zgody na tą przesyłkę. Wiecie jak to się nazywa prawda? SPAM. W Polsce zdaje się jest karalne.

W ramach podsumowania tego przydługiego wpisu mogę powiedzieć chyba tylko jedno - nie wysyłajcie nigdy nikomu 5 złotych na konto. I nieważne jak bardzo by was przekonywał, że to się uda. Nie uda się. W społeczeństwie idealnym, bez oszustów i krętaczy może i dało by radę. Ale nie w społeczeństwie w realnym świecie.

Tym optymistycznym gestem kończę na dziś:)

czwartek, 14 maja 2009

Ankieta

Dodałem do bloga ankietę. Chciałbym wiedzieć, czy uważacie, że jest on potrzebny. Szczerze mówiąc nie znalazłem do tej pory strony w internecie, która mówiła by o tym, o czym ja chcę powiedzieć. Wszyscy mówią, jak można zarobić i chwalą się jak to oni dużo nie zarobili i jakie to proste (i przeważnie kłamią. Chcą tylko, żebyście zapisali się do jakichś programów z ich linków referencyjnych).

Mi wydaje się, że komuś (zwłaszcza tym, którzy z tematem nie mieli jeszcze do czynienia) może się to przydać.

A Wy jak myślicie? Jeśli trafiliście na mój blog, to weźcie udział w ankiecie. Przecież to tylko dwa kliknięcia:)

Drugą rzeczą, o którą chciałem Was poprosić (zwłaszcza osoby, które tak jak ja o zarabianiu w internecie zbyt dobrze nie myślą) jest jakaś mała reklama bloga. Forma dowolna, niczego nie wymagam, wszystko zależy od Was. Jeśli chcecie możecie umieścić link na swojej stronie, w sygnaturce na jakimś forum, możecie podrzucić link w jakiejś dyskusji. Wolna wola. Tylko jeśli już się zdecydujecie mi pomóc, to proszę zachowajcie zasady netykiety. Czyli przede wszystkim nie spamujcie linkami do mojego bloga, bo to nie poprawi jego popularności. Wręcz przeciwnie:)